poniedziałek, 29 listopada 2010

Wszystkie odcienie pereł


Od jakiegoś czasu mam ciągoty do wszelkiej maści poradników, książek psychologicznych itp, a jakoś mniej mnie interesuje proza. Jest to jakaś odmiana, bo w przeszłości moim ulubionym gatunkiem była powieść wraz z opowiadaniami. Ale nadal jednak lubię się odprężyć i przeczytać coś trochę lżejszego, zwłaszcza gdy fabuła mnie wciąga. Nie da się też ukryć, że powieści lepiej czyta się w podróży - a ostatnio najwięcej czasu na czytanie mam w trakcie delegacji, gdy przemieszczam się kilka godzin pociągiem.
Mniej więcej w tym celu zakupiłam książkę Stacy Hawkins Adams "Wszystkie odcienie pereł". Przeczytałam ją raz na trasie Warszawa - Gdańsk kilka miesięcy temu, a ostatnio wróciłam do niej i stwierdziłam, że mam ochotę przeczytać ją po raz drugi - tym razem w kolejce podmiejskiej.

Książka pani Adams opowiada historię trzech zaprzyjaźnionych ze sobą kobiet. Każda znajduje się w innym punkcie swojego życia i przeżywa inne dylematy.
Mamy Serenę, żonę pastora i matkę dwójki żywiołowych bliźniaków, która przeżywa kryzys macierzyństwa. Upragnione niegdyś dzieci obecnie sprawiają, że jest przemęczona i rozdrażniona. Obwinia się o to, że jest złą matką i złą panią domu, bo nie potrafi sprostać swoim wymaganiom. Dodatkowo humor psuje jej Bethany - irytująca żona najlepszego przyjaciela jej męża, która jest atrakcyjną, pewną siebie kobietą i nie liczy się z uczuciami innych. Ze względu na przyjaźń łączącą ich mężów, Serena jest narażona na zdecydowanie zbyt częste kontakty z Bethany. Co gorsza, w którymś momencie zaczyna podejrzewać, że Bethany ma nieczyste intencje wobec jej męża.
Drugą z kobiet jest Erica, która żyje w separacji ze swoim mężem. Po długim okresie strachu zdecydowała się przeciwstawić przemocy z jego strony i odejść. Mimo zapewnień męża o przemianie, mimo terapii, której on się poddał, ona nie potrai mu ponownie zaufać. Tym bardziej, że zaczyna czuć coraz więcej do swojego szefa. Niemniej Erica przeżywa niespodziewane dla niej samem uczucia kiedy okazuje się, że jej mąż zaczyna interesować się kimś innym.
Trzecią z przyjaciółek jest Tawana, studentka prawa, która dzięki swojej determinacji dostaje się na wymarzone wakacyjne praktyki do prestiżowej kancelarii. Musi się jednak przeprowadzić na czas stażu i nie wie za co wynająć na ten czas mieszkanie dla siebie i swojej ośmioletniej córki Mishy, którą wychowuje z pomocą swojej mamy. Tak na marginesie, jej mama uważa, że Tawana źle wywiązuje się ze swoich macierzyńskich obowiązków i zamiast zajmować się córką woli umawiać się na randki z chłopakami, z których czasem wraca nad ranem. Troska o pieniądze na wynajem prowadzi Tawanę do decyzji, która może zaważyć na jej dalszej karierze. A tymczasem kancelaria, w której praktytuje, dostaje grubszą sprawę - obronę szesnastoletniego syna wpływowego polityka. Chłopak jest podejrzany o morderstwo swojego rówieśnika.

Ksiązkę czytało się bardzo szybko. Niektóre fragmenty fabuły były co prawda trochę przewidywalne, ale niektóre dość zaskakujące. Bardzo podobały mi się silne więzy przyjaźni, które łączą Serenę, Tawanę i Ericę. Kobiety te wspierają się nawzajem i pomagają sobie w trudnych chwilach, chociaż czasem wymaga to powiedzenia sobie nawzajem gorzkich słów prawdy. Zdecydowanie nie jest to pseudo-przyjaźń, polegająca na wzajemnym schlebianiu sobie, ale związek oparty na prawdzie i zaufaniu.
Cudowne jest to że pomimo wielu obowiązków wszystkie potrafią znaleźć dla siebie czas - ba, nawet potrafią zorganizować kilkudniowy wypad w babskim gronie. Czytając ten fragment poczułam lekkie ukłucie zazdrości.

Najmniej podobał mi się wątek Eriki- był dość przewidywalny i stereotypowy. Poza tym jak dla mnie nie było za bardzo o czym dywagować - nie powinna nawet myśleć o powrocie do męża. Ale może nie potrafię wczuć się w skórę osoby która doświadczyła przemocy od bliskiego jej człowieka i nie potrafię zrozumieć jej uczuć. Historia Sereny była bardzo autentyczna: łatwo było mi przyjąć jej punkt widzenia, zrozumieć jej emocje, chociaż nie jestem matką. Historia Tawany pod koniec zrobiła się bardzo wciągająca, zwłaszcza jak doszedł wątek kryminalny, którego rozwiązanie było naprawdę zaskakujące, chociaż może odrobinę naciągane, ale wcale nie takie nieprawdopodobne.

To, co jest wyjątkowego w tej książce to przewijający się w życiu tych wszystkich trzech kobiet motyw wiary. Nie jest on nachalny. Po prostu bohaterowie, którzy są wierzący żyją swoją wiarą na codzień i próbują wszystkie swoje problemy konfrontować z Bogiem. Moim zdaniem dobrze, że takie książki powstają, które ukazują normalnych ludzi, posiadających rodziny, dzieci, którzy jednak nie odcinają się od wiary, wręcz przeciwnie - w trudnych chwilach odwołują się do Boga, oraz potrafią mu dziękować za to, co otrzymali. W większości książek obyczajowych kwestie wiary nie istnieją albo są sprowadzone do rytuałów. Lub też pokazuje się głównie osoby fanatyczne w bardzo negatywnym świetle.

Jedna rzecz mi się tylko nie podobała. Nie wiem, czy to kwestia sposobu pisania przez samą autorkę czy tłumacza, ale momentami miałam wrażenie, że nie do końca rozumiem o co chodzi. Mam na myśli jakieś drobne szczegóły, niuanse. Czasem miałam wrażenie że powinnam wiedzieć o czym postacie mówią a jednak nie wiedziałam do końca. W kilku miejscach miałam też lekki problem z natychmiastowym zidentyfikowaniem osoby mówiącej - w pierwszej chwili byłam przekonana, że słowa, które czytam padają z ust innej postaci niż to się okazywało. Nie potrafię stwierdzić, czy to moja nieuwaga przy czytaniu czy może jednak tłumaczenie.

Ale ogólnie książkę oceniam dobrze. Spodoba się wielu kobietom jako dobra lektura w podróży, lub przy herbacie w cieple własnego domu. Nie wiem, czy spodobałaby się mężczyznom, wydaje mi się jednak, że jest to typowo kobieca książka, chociaż tematy, które porusza są dość uniwersalne. Jednak dominuje tutaj babskie spojrzenie na świat, przez pryzmat emocji i relacji z ludźmi.

Podsumowując -polecam. Osobiście jestem ciekawa innych książek tej autorki. Nie omieszkam ich przeczytać i opisać, jeśli tylko wpadną w moje ręce.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Notatki przyszłej matki


Wyjechaliśmy nad morze i nie wzięłam ze sobą żadnej książki do czytania - wszystko przez to, że książki wyeksmitowaliśmy już do rodziców, w związku z przeprowadzką. Na miejscu mój mąż zauważył pawilon z przecenionymi książkami. Ceny były naprawdę atrakcyjne, więc przeszukaliśmy półki. Nie znalazłam niestety nic z tych książek, które chciałabym mieć, ale moją uwagę przykuła niewielka książeczka z rysunkiem kobiety w ciąży. Rzuciłam okiem na notki wydawcy a potem na cenę. Książka kosztowała 5zł. A co mi tam, pomyślałam, za takie pieniądze można ją kupić, nawet jakby okazała się kiepska to będzie mała strata. Na plażę powinna się nadać.

Główna bohaterka, Lara Stone, jest atrakcyjną trzydziestolatką. Z wykształcenia prawniczka, porzuciła jednak pracę w kancelarii na rzecz etatu doradcy akademickiego w elitarnej szkole w Bel Air, Los Angeles. Wiedzie komfortowe życie, nie brakuje jej pieniędzy i czasu na przyjemności. Razem z mężem oraz psem tworzą typową nowoczesną rodzinę, model 2+1. Lara jest zdecydowana, że nie zamierza dodać nic więcej do tej liczby.

Jednak mąż Lary coraz bardziej naciska na to, aby zaczęli starać się o dziecko. W końcu Lara, wbrew sobie zgadza się zajść w ciążę, kiedy zdaje sobie sprawę z tego jak ważne to jest dla niego. Plan zostaje zrealizowany i Lara, wpatrując się w pozytywny wynik testu ciążowego z przerażeniem uświadamia sobie, że nie ma już odwrotu.

Autorka, wraz z główną bohaterką, starają się z dystansem spojrzeć na te dziewięć miesięcy, przez które kobieta nosi dziecko pod sercem zanim go urodzi. Kłopoty i lęki Lary są - jak podejrzewam- udziałem większości kobiet w tym stanie. Nawet, jeśli niektóre nie są aż tak bardzo skoncentrowane na swoim wyglądzie jak ona, to jednak założę się, że każda ciężarna choć raz z niepokojem zastanawiała się czy po ciąży będzie nadal atrakcyjna i będzie się dobrze czuła w swoim ciele, które tyle przeszło. Do tego dochodzą obawy o umiejętność wychowania dziecka. Lara, która pracuje z nastolatkami nie raz widzi efekty błędów rodzicielskich, mniej lub bardziej odbijających się na dzieciach. No i główne, zasadnicze pytanie, które przewija się przez wszystkie strony tej książki, które w zasadzie jest jej główną osią: "Czy ja nadaję się na matkę?"

"Notatki przyszłej matki" czyta się bardzo szybko i z przyjemnością. Fabuła jest ciekawa, miejscami trochę przewidywalna ale jednak czasem autorka nas zaskakuje. Dla mnie tylko końcowa scena była trochę słaba - nie przekonała mnie jakoś, chyba liczyłam na nieco inne zakończenie. Ale poza tym książka jest dobra. Duża dawka humoru, odrobinę wzruszeń ale nie za wiele, żeby nie zrobiło się ckliwie i mdło. Komentarze i spostrzeżenia Lary są bardzo trafne i celne. Czytając tą książkę świetnie się bawiłam, a jednocześnie jej lektura dała mi trochę do myślenia. Zaczęłam trochę inaczej patrzeć na kobiety, które nie chcą mieć dziecka. Poza tym obiecałam sobie, że jak sama będę matką to nie zrobię z dzieci bożków i nie będę na okrągło rozmawiała tylko o nich ze wszystkimi dookoła tak, jakby nie istniały inne tematy. A jak kiedyś o tym zapomnę to mam nadzieję, że ponowne zajrzenie do "Notatek przyszłej matki" przywróci mnie do pionu.

sobota, 20 marca 2010

Letni deszcz. Kielich


Nie jestem wielkim wielbicielem fantastyki, chociaż lubię książki z tego gatunku. Ale nie śledzę na bieżąco rynku, nie znam zbyt wielu autorów, poza najbardziej popularnymi. Książki z tej kategorii wybieram najczęściej z polecenia znajomych lub na podstawie recenzji przeczytanej gdzieś w gazecie. Ale na książki Anny Brzezińskiej natrafiłam przypadkiem, szukając w bibliotece, na półce z literą B czegoś pióra Marion Zimmer Bradley. Nie znalazłam wtedy pani Bradley, znalazłam panią Brzezińską. Wzięłam "Zbójecki gościniec" na próbę, żeby zapoznać się z prozą tej nieznanej mi wcześniej autorki.

Już w trakcie czytania stwierdziłam- z lekką nutką satysfakcji- że kobieta i Polka potrafi. Znalazłam się w niezwykłym, misternie skonstruowanym świecie krain Wewnętrznego Morza. Na początku czułam się trochę zagubiona, bo autorka bez ostrzeżenia i jakichkolwiek wyjaśnień wrzuciła mnie w sam środek tego świata i musiałam poruszać się po nim trochę po omacku. Pomału jednak zaczęłam oswajać się z nazwami miast, tajemniczymi zwierzętami, które nie występują w mojej ani żadnej alternatywnej, znanej mi rzeczywistości. A także z bogami, którzy stanowią całkiem pokaźne stadko.

Kiedy dotarłam do końca książki okazało się, że jest to dopiero pierwsza część! A ja z taką niecierpliwością wyczekiwałam jak zakończy się historia. No i cóż było robić, pobiegłam do biblioteki po drugą część, a potem po trzecią, czyli właśnie "Letni deszcz. Kielich". Na trzecią musiałam niestety sporo poczekać, bo jakiś czytelnik przetrzymywał tą książkę ładnych parę miesięcy. W końcu straciłam nadzieję i przestałam myśleć o tym. Ale całkiem niedawno okazało się, że książka jest dostępna, więc od razu ją pożyczyłam.

Nie chciałabym tutaj szczegółowo opisywać poprzednich części, ale kilka zdań wprowadzenia do całości będzie pomocne. Głównym bohaterem całej sagi jest zbójca Twardokęsek z Przełęczy Zdechłej Krowy. Poznajemy go w pierwszej części akurat wtedy, kiedy wpada w kłopoty - jak się okaże nie pierwszy i nie ostatni raz - i siedzi w więzieniu. Przypadek lub los stawia na jego drodze tajemniczą rudowłosą wojowniczkę Szarkę. Dosłownie za chwilę na horyzoncie pojawia się książę, zwany Koźlarzem, z magicznym mieczem Sorgo u boku. Rozpoczyna się wspólna podróż tej trójki, chociaż Twardokęsek nie jest szczególnie zachwycony nową kompanią. No, ale jest na wolności, a okazja do ucieczki i jakiejś awantury pewnie się nadarzy. Twardokęsek nie przewidział tylko tego, jaka to będzie awantura.

Trzecia część zaczyna się w obozie rebelianckim. Koźli płaszcz, jako prawowity władca państwa Żalników chce odzyskać władzę, którą kiedyś odebrał jego rodzinie władca Pomortu - siejący postrach bóg Zird Zekrun. Ma coraz więcej zwolenników, którzy mają dość ciężkich rządów Pomorców. Ale nadchodzi zima, która nie jest dobrą porą na otwartą wojnę. Rebelianci przygotowują się więc, aby uderzyć z nadejściem wiosny. Szarka postanawia spędzić zimę na wyspie Zwajców- mężnych wojowników, którzy kojarzą mi się z naszymi wikingami. Herszt Zwajców, który uważa, że Szarka jest jego córką, wykradzioną w niemowlęctwie i teraz cudownie odnalezioną nie wyobraża sobie innego scenariusza. Zbójca i książę zostają, choć obojgu wyjazd Iskry - jak wszyscy zaczynają nazywać dziewczynę - jest nie w smak. Książę zleca Twardokęskowi zorganizowanie broni, zbroi i wszelkich potrzebnych do wojny rzeczy dla armii rebeliantów. Zbójca niechętnie przystaje na prośbę, a do pomysłu zapala się, gdy obmyśla kolejny wspaniały plan. Tym razem ma być to rabunek stulecia, który zapewni mu wystarczająco środków żeby zaszyć się gdzieś w spokojnym miejscu i żyć sobie dostatnio do końca swoich dni. Z dala od tej całej zawieruchy, przepychanek z bogami i innymi parszywymi stworzeniami.

Tymczasem bogowie spiskują. Moc Zird Zekruna zagraża im coraz bardziej, dlatego układają plan ocalenia siebie i wkładają kolejne elementy układanki w ręce Zarzyczki, siostry Koźlarza, obecnie żony Wężymorda- tego, który dla Zird Zekruna napadł na stolicę Żalnik i zamordował jej ojca. A Zird Zekrun pragnie Iskry.

Opowieść o przygodach zbójcy i jego towarzyszy bardzo mnie wciągnęła. Chociaż chwilami odkładałam książkę, bo aż bałam się tego, co będzie dalej, to jednak po krótkim odpoczynku od całej tej afery wracałam do dalszego czytania, bo byłam ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. A poza tym świat stworzony przez autorkę w jakiś sposób mnie urzekł. Był inny niż te, które dotychczas znałam, chociaż było w nim wiele swojskich elementów, albo skojarzeń ze znaną mi rzeczywistością. Nie jest to typowy świat fantasy ze smokami, jednorożcami i elfami. Nawet magów jako takich nie ma, chociaż magia i moc są obecne i niektórzy śmiertelnicy się nią posługują. Jednak najbardziej potężni są bogowie, choć - jak się okazuje - nie są wszechpotężni. Przyznam się, że bogowie Krain Wewnętrznego Morza kojarzą mi się trochę z bogami olimpijskimi. Również mają swoje wady, potrafią być okrutni i mściwi i delikatnie mówiąc mało ich obchodzą zwykli śmiertelnicy, choć zdarzają się bardziej litościwe "egzemplarze". Ich wzajemnie relacje, podobnie jak na Olimpie, nie są wzorowe, często mają do siebie rożne pretensja lub po prostu otwarcie ze sobą walczą.

Jeżeli kogoś zainteresuje opowieść o zbóju Twardokęsku to oczywiście polecam rozpocząć od pierwszej części czyli "Zbójeckiego Gościńca". Albo od „Plew na wietrze”- jest to ponoć poprawiona i rozszerzona wersja pierwszej części. Piszę ‘ponoć’, bo nie miałam jeszcze okazji tego przeczytać, ale jeśli kiedyś ta książka wpadnie w moje ręce, nie omieszkam zamieścić jej recenzji.

piątek, 19 marca 2010

Róża Selerbergu


"Różę..." wypatrzyłam podczas przeglądania w bibliotece półki z fantastyką. Z początku nie podejrzewałam, że to 'moje klimaty' bo okładka skojarzyła mi się z jakimś romansidłem o lekkim erotycznym zabarwieniu. Ale po przeczytaniu opisu na odwrocie i przejrzeniu kilku kartek stwierdziłam, że książka ciekawie się zapowiada. Wypożyczyłam więc ją i to był bardzo dobry pomysł, bo ubawiłam się przednio przy tej lekturze.

"Róża Selerbergu" to zbiór opowiadań autorstwa Ewy Białołęckiej, podzielony na trzy części: pierwsza część jest wycinkiem historii na temat rodziny Selerbergów. Drugą i trzecią dość luźno łączy smocza tematyka.

Moim zdecydowanym faworytem jest cześć pierwsza, która rozbawiła mnie do łez. Przenosi nas ona do fascynującego świata, w którym magia i fantastyczne stwory stanowią tło dla zwykłego i niezwykłego zarazem życia rodzinnego. Poznajemy sympatyczną rodzinę von Selerbergów, herbu 'Aqua minerale'. Historia koncentruje się głównie na nastoletnim pokoleniu, dzieciach landgrafa Rufusa i landgrafini Wincenty: Margericie (vel Marge) i Rinaldo (dla przyjaciół Ricky). Bliźnięta, mimo swojego arystokratycznego pochodzenia, mają typowe problemy wszystkich dorastających nastolatków: sprawy sercowe, kłopoty w szkole oraz brak zrozumienia ze strony dorosłych. Marge, która bynajmniej nie jest przykładną, dobrze ułożoną panienką, trenuje z zapamiętaniem krasnoludzki boks i pozuje na twardzielkę. Jednak kobieca natura daje o sobie znać a na horyzoncie pojawia się ktoś, kto docenia jej sprawność fizyczną i poczucie humoru. Ricky jest zapalonym fanem zespołów takich jak 'Cooler Dwarfs' (śpiewających przeboje w stylu 'Kupiłem czarny oskard) ale ma pecha do dziewczyn - zarówno tych, które sam wybiera jak i tych, z którymi zeswatać go chce jego rodzic, przywiązany do tradycji aranżowanych małżeństwo. A wszystko to rozgrywa się w bardzo nietypowej, koedukacyjnej szkole z internatem, do której bynajmniej nie uczęszczają wyłącznie dzieci arystokratów.

Opowiadana są utrzymane w bardzo humorystycznym tonie, z nutą ironii i wieloma subtelnymi aluzjami do znanej nam rzeczywistości. Autorka świetnie łączy elementy fantasy ze współczesnością i w rezultacie tej mieszanki powstaje zabawny świat, gdzie gazety dla nastolatek noszą wdzięczne tytuły 'Bravo Witch' czy 'Magia i Uroda, z obowiązkowo dołączonymi zaklęciami na wydłużenie rzęs lub... powiekszenie biustu. Świat, gdzie w szkole uczy się alchemii, demonologii i języka krasnoludzkiego a pocztę dostarczaja gnomi posłańcy. I chociaż styl wypowiedzi postaci jest miejscami troszkę zbyt wydumany i czasem niektóre kwestie brzmią sztucznie w ustach nastolatków, to jednak całość jest wiarygodna a świat Marge i Ricky'ego dość szybko staje się swojski.

niedziela, 28 lutego 2010

Prolog


Czytać nauczyłam się bardzo szybko, z klocków z literkami. Męczyłam rodziców ciągle pytaniami 'co to za literka', potem zaczęłam składać wyrazy. Od tamtej pory czytanie było jednym z moich ulubionych zajęć a świat książek i czasopism - światem niemalże magicznym. Pamiętam, jak zawsze w czasie wakacji u dziadków chodziłam prawie codziennie do księgarni naprzeciwko po to, żeby pooglądać książki na półkach i przeczytać ukradkiem kilka fragmentów.

Książki do czytania wybieram na różne sposoby. Część poprzez informacje i recenzje znalezione w internecie. Część 'z polecenia' przez znajomych. Niektóre dlatego, że zainteresuje mnie jakiś fragment przy otwarciu na chybił-trafił w księgarni. Parę dlatego, że są autora, którego znam i cenię. Ale zdarza mi się też wybrać książkę trochę na ślepo w bibliotece. A raz nawet kupiłam książkę bo... spodobała mi się okładka. Różnie trafiam - czasem kiepsko, często dobrze a czasem rewelacyjnie. W tym ostatnim przypadku mam ochotę podzielić się z innymi swoim odkryciem.

Dlatego przyszedł mi do głowy pomysł bloga o ciekawych książkach, które przeczytałam i które polecam. Miejsce, gdzie mogę w całkowicie subiektywny sposób pisać o tym, co mi wpadło w ręce, co mnie zainspirowało, co pomogło. Może moje opinie przysłużą się komuś, kto tak jak ja odnajduje się w świecie słowa pisanego.