sobota, 20 marca 2010

Letni deszcz. Kielich


Nie jestem wielkim wielbicielem fantastyki, chociaż lubię książki z tego gatunku. Ale nie śledzę na bieżąco rynku, nie znam zbyt wielu autorów, poza najbardziej popularnymi. Książki z tej kategorii wybieram najczęściej z polecenia znajomych lub na podstawie recenzji przeczytanej gdzieś w gazecie. Ale na książki Anny Brzezińskiej natrafiłam przypadkiem, szukając w bibliotece, na półce z literą B czegoś pióra Marion Zimmer Bradley. Nie znalazłam wtedy pani Bradley, znalazłam panią Brzezińską. Wzięłam "Zbójecki gościniec" na próbę, żeby zapoznać się z prozą tej nieznanej mi wcześniej autorki.

Już w trakcie czytania stwierdziłam- z lekką nutką satysfakcji- że kobieta i Polka potrafi. Znalazłam się w niezwykłym, misternie skonstruowanym świecie krain Wewnętrznego Morza. Na początku czułam się trochę zagubiona, bo autorka bez ostrzeżenia i jakichkolwiek wyjaśnień wrzuciła mnie w sam środek tego świata i musiałam poruszać się po nim trochę po omacku. Pomału jednak zaczęłam oswajać się z nazwami miast, tajemniczymi zwierzętami, które nie występują w mojej ani żadnej alternatywnej, znanej mi rzeczywistości. A także z bogami, którzy stanowią całkiem pokaźne stadko.

Kiedy dotarłam do końca książki okazało się, że jest to dopiero pierwsza część! A ja z taką niecierpliwością wyczekiwałam jak zakończy się historia. No i cóż było robić, pobiegłam do biblioteki po drugą część, a potem po trzecią, czyli właśnie "Letni deszcz. Kielich". Na trzecią musiałam niestety sporo poczekać, bo jakiś czytelnik przetrzymywał tą książkę ładnych parę miesięcy. W końcu straciłam nadzieję i przestałam myśleć o tym. Ale całkiem niedawno okazało się, że książka jest dostępna, więc od razu ją pożyczyłam.

Nie chciałabym tutaj szczegółowo opisywać poprzednich części, ale kilka zdań wprowadzenia do całości będzie pomocne. Głównym bohaterem całej sagi jest zbójca Twardokęsek z Przełęczy Zdechłej Krowy. Poznajemy go w pierwszej części akurat wtedy, kiedy wpada w kłopoty - jak się okaże nie pierwszy i nie ostatni raz - i siedzi w więzieniu. Przypadek lub los stawia na jego drodze tajemniczą rudowłosą wojowniczkę Szarkę. Dosłownie za chwilę na horyzoncie pojawia się książę, zwany Koźlarzem, z magicznym mieczem Sorgo u boku. Rozpoczyna się wspólna podróż tej trójki, chociaż Twardokęsek nie jest szczególnie zachwycony nową kompanią. No, ale jest na wolności, a okazja do ucieczki i jakiejś awantury pewnie się nadarzy. Twardokęsek nie przewidział tylko tego, jaka to będzie awantura.

Trzecia część zaczyna się w obozie rebelianckim. Koźli płaszcz, jako prawowity władca państwa Żalników chce odzyskać władzę, którą kiedyś odebrał jego rodzinie władca Pomortu - siejący postrach bóg Zird Zekrun. Ma coraz więcej zwolenników, którzy mają dość ciężkich rządów Pomorców. Ale nadchodzi zima, która nie jest dobrą porą na otwartą wojnę. Rebelianci przygotowują się więc, aby uderzyć z nadejściem wiosny. Szarka postanawia spędzić zimę na wyspie Zwajców- mężnych wojowników, którzy kojarzą mi się z naszymi wikingami. Herszt Zwajców, który uważa, że Szarka jest jego córką, wykradzioną w niemowlęctwie i teraz cudownie odnalezioną nie wyobraża sobie innego scenariusza. Zbójca i książę zostają, choć obojgu wyjazd Iskry - jak wszyscy zaczynają nazywać dziewczynę - jest nie w smak. Książę zleca Twardokęskowi zorganizowanie broni, zbroi i wszelkich potrzebnych do wojny rzeczy dla armii rebeliantów. Zbójca niechętnie przystaje na prośbę, a do pomysłu zapala się, gdy obmyśla kolejny wspaniały plan. Tym razem ma być to rabunek stulecia, który zapewni mu wystarczająco środków żeby zaszyć się gdzieś w spokojnym miejscu i żyć sobie dostatnio do końca swoich dni. Z dala od tej całej zawieruchy, przepychanek z bogami i innymi parszywymi stworzeniami.

Tymczasem bogowie spiskują. Moc Zird Zekruna zagraża im coraz bardziej, dlatego układają plan ocalenia siebie i wkładają kolejne elementy układanki w ręce Zarzyczki, siostry Koźlarza, obecnie żony Wężymorda- tego, który dla Zird Zekruna napadł na stolicę Żalnik i zamordował jej ojca. A Zird Zekrun pragnie Iskry.

Opowieść o przygodach zbójcy i jego towarzyszy bardzo mnie wciągnęła. Chociaż chwilami odkładałam książkę, bo aż bałam się tego, co będzie dalej, to jednak po krótkim odpoczynku od całej tej afery wracałam do dalszego czytania, bo byłam ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. A poza tym świat stworzony przez autorkę w jakiś sposób mnie urzekł. Był inny niż te, które dotychczas znałam, chociaż było w nim wiele swojskich elementów, albo skojarzeń ze znaną mi rzeczywistością. Nie jest to typowy świat fantasy ze smokami, jednorożcami i elfami. Nawet magów jako takich nie ma, chociaż magia i moc są obecne i niektórzy śmiertelnicy się nią posługują. Jednak najbardziej potężni są bogowie, choć - jak się okazuje - nie są wszechpotężni. Przyznam się, że bogowie Krain Wewnętrznego Morza kojarzą mi się trochę z bogami olimpijskimi. Również mają swoje wady, potrafią być okrutni i mściwi i delikatnie mówiąc mało ich obchodzą zwykli śmiertelnicy, choć zdarzają się bardziej litościwe "egzemplarze". Ich wzajemnie relacje, podobnie jak na Olimpie, nie są wzorowe, często mają do siebie rożne pretensja lub po prostu otwarcie ze sobą walczą.

Jeżeli kogoś zainteresuje opowieść o zbóju Twardokęsku to oczywiście polecam rozpocząć od pierwszej części czyli "Zbójeckiego Gościńca". Albo od „Plew na wietrze”- jest to ponoć poprawiona i rozszerzona wersja pierwszej części. Piszę ‘ponoć’, bo nie miałam jeszcze okazji tego przeczytać, ale jeśli kiedyś ta książka wpadnie w moje ręce, nie omieszkam zamieścić jej recenzji.

piątek, 19 marca 2010

Róża Selerbergu


"Różę..." wypatrzyłam podczas przeglądania w bibliotece półki z fantastyką. Z początku nie podejrzewałam, że to 'moje klimaty' bo okładka skojarzyła mi się z jakimś romansidłem o lekkim erotycznym zabarwieniu. Ale po przeczytaniu opisu na odwrocie i przejrzeniu kilku kartek stwierdziłam, że książka ciekawie się zapowiada. Wypożyczyłam więc ją i to był bardzo dobry pomysł, bo ubawiłam się przednio przy tej lekturze.

"Róża Selerbergu" to zbiór opowiadań autorstwa Ewy Białołęckiej, podzielony na trzy części: pierwsza część jest wycinkiem historii na temat rodziny Selerbergów. Drugą i trzecią dość luźno łączy smocza tematyka.

Moim zdecydowanym faworytem jest cześć pierwsza, która rozbawiła mnie do łez. Przenosi nas ona do fascynującego świata, w którym magia i fantastyczne stwory stanowią tło dla zwykłego i niezwykłego zarazem życia rodzinnego. Poznajemy sympatyczną rodzinę von Selerbergów, herbu 'Aqua minerale'. Historia koncentruje się głównie na nastoletnim pokoleniu, dzieciach landgrafa Rufusa i landgrafini Wincenty: Margericie (vel Marge) i Rinaldo (dla przyjaciół Ricky). Bliźnięta, mimo swojego arystokratycznego pochodzenia, mają typowe problemy wszystkich dorastających nastolatków: sprawy sercowe, kłopoty w szkole oraz brak zrozumienia ze strony dorosłych. Marge, która bynajmniej nie jest przykładną, dobrze ułożoną panienką, trenuje z zapamiętaniem krasnoludzki boks i pozuje na twardzielkę. Jednak kobieca natura daje o sobie znać a na horyzoncie pojawia się ktoś, kto docenia jej sprawność fizyczną i poczucie humoru. Ricky jest zapalonym fanem zespołów takich jak 'Cooler Dwarfs' (śpiewających przeboje w stylu 'Kupiłem czarny oskard) ale ma pecha do dziewczyn - zarówno tych, które sam wybiera jak i tych, z którymi zeswatać go chce jego rodzic, przywiązany do tradycji aranżowanych małżeństwo. A wszystko to rozgrywa się w bardzo nietypowej, koedukacyjnej szkole z internatem, do której bynajmniej nie uczęszczają wyłącznie dzieci arystokratów.

Opowiadana są utrzymane w bardzo humorystycznym tonie, z nutą ironii i wieloma subtelnymi aluzjami do znanej nam rzeczywistości. Autorka świetnie łączy elementy fantasy ze współczesnością i w rezultacie tej mieszanki powstaje zabawny świat, gdzie gazety dla nastolatek noszą wdzięczne tytuły 'Bravo Witch' czy 'Magia i Uroda, z obowiązkowo dołączonymi zaklęciami na wydłużenie rzęs lub... powiekszenie biustu. Świat, gdzie w szkole uczy się alchemii, demonologii i języka krasnoludzkiego a pocztę dostarczaja gnomi posłańcy. I chociaż styl wypowiedzi postaci jest miejscami troszkę zbyt wydumany i czasem niektóre kwestie brzmią sztucznie w ustach nastolatków, to jednak całość jest wiarygodna a świat Marge i Ricky'ego dość szybko staje się swojski.